Szczegóły ogłoszenia

KOLEJNI SPRAWIEDLIWI WŚRÓD NARODÓW ŚWIATA

2019-08-22 15:13 przez Małgorzata Wojcieszuk

27 maja br. odbyła się w Łazienkach Królewskich uroczystość wręczenia medali Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Wśród uhonorowanych rodzin, byli też: Anna i Kazimierz Gałecki oraz Józef Izdebski, którzy dali schronienie Stelli Zylbersztajn po ucieczce z getta w Łosicach. Za pomoc udzieloną Stelli w latach 1942-1944 medal Sprawiedliwych otrzymało już 25 polskich rodzin.

- Obudziłam się o godzinie 3 rano – opowiada Stella. To była sobota 22 sierpnia 1942 r. Na Rynku stało kilku policjantów. Potem przyszedł kuzyn Nehemia, który był w policji żydowskiej. Kazał wziąć osobiste rzeczy i zgromadzić się na Rynku. Kilka tysięcy Żydów było strzeżonych przez około 50 Niemców.
- Wiedziałam, że ucieknę – mówi Stella. Mama bała się, strach ją sparaliżował. Kobiety i dzieci wsiadły na wozy. – Zeskoczyłam i popędziłam uliczką do ogrodu Piotrowskich.

Taki był początek dwuletniej tułaczki 17-letniej Stelli po okolicznych wioskach. Najpierw trafiła do Wacława Radzikowskiego z Szańkowa. Spotkali się na drodze, gdy gospodarz wracał z niedzielnej sumy w Łosicach. Zaprosił ją do siebie. Być może wpływ na decyzję Radzikowskiego miało kazanie proboszcza Stanisława Zarębskiego, który wspomniał o ciężkim losie Żydów.

U Radzikowskich przebywała trzy tygodnie, pomagając w pracach domowych i ucząc małe dzieci czytania z katechizmu. Nocowała w kryjówce w stodole. Jej pobyt zakończył się ucieczką w nocy, gdy usłyszała strzały na podwórku. Jak się potem okazało, to złodzieje przyszli kraść świnie i strzelali do ujadającego psa.

 

fot. archiwum UMiG w Łosicach.

 

BIAŁY OBRUS

Po nocy spędzonej na polu, o świcie trafiła do Hieronima Kalickiego, sołtysa w pobliskich Wyczółkach. Znała go dobrze.
- Przyjęli mnie jak córkę – wspomina Stella. – Obiad na białym obrusie i łóżko z pościelą, to była rozkosz.

U Kalickich spotkała się z matką, która jednak zdołała uciec w trakcie marszu łosickich Żydów do Siedlec 22 sierpnia 1942 r. Po długich poszukiwaniach odnalazł ją Kalicki. Gdy po paru tygodniach w wiosce mieszkańcy zaczęli plotkować o Stelli, postanowiła opuścić Wyczółki.

Wędrowała od wioski do wioski szukając pracy. Podawała się za Polkę, mówiła świetnie po polsku, ale uroda zdradzała pochodzenie. Ludzie bali się.

W zimowy wieczór zapukała do domu Józefa i Ireny Izdebskiego w Pietrusach, którzy okazali się niezwykle serdeczni. Mieli jedną izbę, której połowę zajmowały zwierzęta, trójka bosych dzieci spała na zapiecku. - Szybko zrobiłam im ciepłe skarpety – wspomina Stella.

Izdebscy traktowali ją jak członka rodziny. – Czułam jednak z każdym dniem ich rosnący strach – mówi Stella. Po dwóch tygodniach pożegnała się z nimi, a Izdebski odwiózł ją do kuzyna w Krzesku.

Wiosną trafiła do Anny i Kazimierza Gałeckich na kolonii w Szańkowie, gdzie przebywała jej matka. Pomagała w domu, robiła na drutach rękawice, czapki, swetry. Zachorowała na tyfus. Gałeccy opiekowali się Stellą troskliwie. 

- Jeżeli przeżyję, to przyjmę chrześcijaństwo - zwierzyła się matce. - Przecież ci ludzie nie dla moich swetrów narażają życie.

PIĘĆ RUBLI

Tuż po przebytej chorobie w pobliskich Bolestach Stellę zatrzymali granatowi policjanci: Parzyszek i Rutkowski. Wiedzieli, że jest siostrzenicą Beckermana, ale wykupiła się złotą pięciorublówką, którą miała za sprzedaną sukienkę.
- Masz dobry, polski akcent. Podawaj się za wysiedloną spod Zamościa – poradzili.

Matka Stelli nie miała tyle szczęścia. Gdy była w Bolestach, zatrzymał ją syn leśnika i zaprowadził do Łosic. Niemcy dali mu w nagrodę dwa litry spirytusu, a Haję Zylbersztajn rozstrzelali na kirkucie.

Córka dowiedziała się o śmierci matki kilka tygodni potem. Nadal chodziła od wioski do wioski. W jednym domu była noc, w drugim przebywała kilka dni. Najdłużej, od jesieni 1943 r. do lipca 1944 r. była u Piechowiczów w Kornicy pod Siedlcami. Mieszkali na uboczu, pod lasem. Gdy zapukała, Marian Piechowicz przestraszył się. Wszyscy milczeli i dopiero pani Lucyna zapytała męża: - A gdyby to było nasze dziecko?

Stella pomagała w domu pani Lucynie i uczyła dzieci czytać, pisać oraz pacierza. Miała swój pokój i czas dla siebie. W niedzielę chodziła do kościoła do Radzikowa, stała na chórze, nie znając liturgii. Gdy po kilku miesiącach ludzie zaczęli szeptać, że u Piechowiczów jest Żydówką, opowiedziała o tym ks. Czesławowi Chojeckiemu. Potem ze zdumieniem słuchała niedzielnego kazania proboszcza Zygmunta Wachulaka: - Gdy wam każą wydawać Żydów, nie wolno wam tego czynić, bo mają te same nieśmiertelne dusze. Musicie im pomóc, dać żywność, odzież i przenocować.

We wsi ucichło, znowu poczuła się bezpiecznie. Sąsiad Czesław Gorzała zaprosił ją na rekolekcje wielkopostne, prowadzone przez marianina z Warszawy ks. Henryka Suleja.

- Piekło to stan duszy, która wie, że Bóg jest, ale nie może Go kochać –usłyszała i zapamiętała. Poczuła „głód” Boga, taki sam, jak podczas pobytu w getcie w Łosicach. Po mszy poprosiła ks. Suleja o chrzest. Miesiąc trwały przygotowania i po mszy w sobotę przed Zielonymi Świątkami, ks. Czesław Chojecki ochrzcił Stellę.

- Z ks. Chojeckim i rodzicami chrzestnymi było nas czworo – wspomina Stella. Po chrzcie podjęła decyzję, że wstąpi do zakonu karmelitanek. Mała św. Teresa od Dzieciątka Jezus została jej duchowym przewodnikiem po lekturze „Dziejów duszy”.

Niemcy odeszli pod koniec lipca 1944 r. Akurat do Piechowiczów przyjechali goście, więc Stella poszła spać do stodoły, na siano. Gdy obudziła się rano, na klepisku pokotem spali Sowieci.

Nadrabiając zaległości, Stella zdała naturę w 1945 r.. A 22 sierpnia 1948 r. włożyła habit zakonny, została siostra Emmanuelą od św. Józefa. Była to szósta rocznica likwidacji getta w Łosicach.

Przybywała w Karmelu w Poznaniu, Krakowie i Częstochowie. Czuła się szczęśliwa, pracowała, modliła się i czytała: szczególnie Stary Testament, czyli dzieje narodu wybranego. Poznała też o. Daniela, Żyda, który działał w ruchu oporu, potem ochrzcił się i wstąpił do karmelitów. Był znanym i szanowanym kapłanem, na jego kazania przychodziły tłumy ludzi. W latach 50. wyjechał do Izraela.

ZIEMIA ŚWIĘTA

- Decyzję podjęłam szybko – mówi Stella. Sprawcą był ks. Edward Szymanek, który po pielgrzymce w Izraelu namówił ją, aby powróciła do „kraju ojców”. Szybko otrzymała wizę, ale musiała zrzec się polskiego obywatelstwa. – Płakałam, gdy wyszłam na ulicę – wspomina Stella.

W 1969 r. była już w Izraelu. Ze wzruszeniem zwiedzając Ziemię Świętą, zapragnęła poznać język przodków. Budziło to zdziwienie jej przełożonych. Potem była w Karmelu w Hajfie, gdzie wszystkie siostry zakonne mówiły po francusku. Gdy zapytała: - Dlaczego śpiewamy psalmy po łacinie, a nie w języku Dawida? - konserwatywne siostry były zgorszone.

Po dwóch latach pobytu, poprosiła o zgodę na wystąpienie z zakonu. Pracowała jako pielęgniarka w domu opieki społecznej w Hajfie. Nareszcie mogła uczyć się hebrajskiego, studiowała też kulturę i historię Bliskiego Wschodu. Zakupiła dom, który wyremontowała, położony w najgorszej dzielnicy. Gdy zaczęła wynajmować pokoje arabskim studentom, żydowscy sąsiedzi byli przerażeni. Dopiero po kilku latach przestali się bać i sami prosili Stellę o lokatorów.

KONSULAT U STELLI

Potrafiła przygarnąć wprost z ulicy bezdomnego, Araba, narkomana. Dzieliła się wszystkim z potrzebującymi. Gdy w latach 90. pojawiła się w Izraelu fala Polaków, zapraszała do siebie, pomagała znaleźć pracę. Nawet w polskiej ambasadzie w Tel Awiwie mówiono, że u Stelli w Hajfie działa polski konsulat.

Od wielu lat Stella aktywnie działa w pacyfistycznej organizacji „Kobiety w czerni”, skupiające kobiety arabskie i żydowskie. Gdy w piątki pikietują przy rondzie w centrum Hajfy, często słyszą przekleństwa kierowców wykrzykiwane po arabsku i hebrajsku.

- Jednak mniej niż kiedyś – zapewnia Stella. – Ludzie pragną pokoju.

W piątkowe wieczory Stella zaprasza przyjaciół na szabasową kolację, zebrani dzielą się macą i piją wino z jednego kielicha. W sobotę Stella idzie na modlitwę do pobliskiej synagogi, a w niedzielę uczestniczy we mszy św. w „Domu Chleba”, kaplicy hebrajskich chrześcijan.

SPRAWIEDLIWI

Pod koniec lat 70. spisała historię swojego ocalenia, dokumentując postawę Polaków, którzy zdobyli się na największe poświęcenie. Chciała, aby Instytut Vad Vashem uhonorował ich medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Pierwszy wniosek dotyczył proboszcza Zygmunta Wachulaka i został odrzucony.

- Nie przechowywał, tylko pomagał – brzmiała urzędowa odpowiedź. Stella nie zraziła się i w 1981 r. jej pierwszymi „Sprawiedliwymi” zostali Aniela Kalicka i Wacław Radzikowski. Potem byli kolejni: Irena i Ezechiel Romaniuk, Halina i Zygmunt Ługowscy, Józefa i Andrzej Zdanowscy oraz syn Stanisław, Rozalia i Franciszek Wielgórscy, Józefa i Jan Ułasiuk, Janina i Stanisław Mroz, Władysława Piotrowska, Helena Kaźmierczak-Gruszka, Lucyna i Marian Piechowicz, Józefa i Józef Zbucki, Anna Radzikowska i ostatnia Wacława Jezierska odznaczona w 1994 r. Razem 23 osoby.

Próby uhonorowania kolejnych osób, zostały przystopowane. Pracownicy Vad Vashem nie kryli wątpliwości, co do liczby osób ratujących Stellę. – Jakie ma pani motywacje, składając ciągle nowe wnioski? – pytał Mordechaj Paldiel, dyrektor Działu Sprawiedliwych.

Pierwszy raz odwiedziła Polskę w 1987 r. i rozpoczęła wędrówkę zaczynając od Łosic, Szańkowa i Wyczółek, a kończąc na Kornicy i Radzikowie. Była radość i łzy szczęścia. Podczas każdego pobytu Stella zawsze robiła objazd, odwiedzając „swoją rodzinę”. Zapraszała do siebie, do Izraela, gościła też dzieci i wnuki „swojej rodziny”.

W 1992 r. ukazały się wspomnienia Stellii „A gdyby to było wasze dziecko?”. Autorka podała listę 25 nazwisk rodzin, które udzieliły jej schronienia.

Wszystkich nazwisk już nie pamiętam – zaznacza Stella. – Było ich więcej.

W czasie pobytu w Polsce w 2017 r. odnalazła rodzinę Józefa Izdebskiego. Było to trudne, bo nie znała nazwy miejscowości, a takie nazwisko jest często spotykane w okolicy. Spotkała się z córkami państwa Izdebskich: Jadwigą Buczek i Mirosławą Domańską. Ich tata zmarł w 1997 r. Razem z Jadwigą, Stella odwiedziła siedlisko Izdebskich w Pietrusach. W milczeniu patrzyła na opustoszały domek, powracały wspomnienia. Przyrzekła, że szybko złoży wniosek do Vad Vashem o medal dla Józefa Izdebskiego.

Słowa dotrzymała. 27 maja br. w Łazienkach Królewskich odbyła się uroczystość wręczenia medali Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Ambasador Izraela, Anna Azari, wręczyła medale m.in. Józefowi Izdebskiemu oraz Annie i Kazimierzowi Gałeckim. Medale odbierali członkowie rodzin.

Pomimo kłopotów zdrowotnych, 93-letnia Stella, przyleciała na uroczystość.

– Musiałam być – uśmiecha się radośnie. Jest szczęśliwa, bo Jadzia (Jadwiga Buczek) zapowiedziała, że odwiedzi ją w Hajfie.

Gdy pytam, dlaczego nieznani ludzie przyjmowali ją pod dach, narażając całą rodzinę? – odpowiada cicho: - To był odruch serca.

Marek Jerzman

Artykuł Marka Jerzmana pt. "Stella" wcześniej ukazał się w lipcowym numerze „Kuriera WNET”, nr 61/2019, s. 11. 

Wróć